Cieżki lot :/

...wszystko o lotnictwie cywilnym
LAPA
Posty: 562
Rejestracja: niedziela, 19 lut 2006, 21:37
Kontaktowanie:

Cieżki lot :/

Postautor: LAPA » czwartek, 13 gru 2007, 12:44

http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/ ... 58631.html

Ciężko chory Jerzy Nowak samolotem wracał do Wrocławia ze Stanów Zjednoczonych. Jego nosze obsługa samolotu zainstalowała tuż pod sufitem, uniemożliwiając pielęgniarce zaopiekowanie się chorym. Trzy dni później Jerzy Nowak zmarł. LOT nie poczuwa się do winy. Sprawę transportu chorego zbada wrocławska prokuratura. - Po artykule w "Gazecie Wyborczej" prokurator nakazał wszcząć czynności sprawdzające, czy nie doszło do popełnienia przestępstwa - informuje Małgorzata Klaus, rzeczniczka wrocławskiej Prokuratury Okręgowej.
Jerzy Nowak z żoną Krystyną 15 lat temu wyemigrowali z Wrocławia do Nowego Jorku. Kiedy mężczyzna podupadł na zdrowiu - w marcu przeszedł kolejny udar mózgu - postanowili wrócić do ojczyzny.

Krystyna Nowak załatwiła mężowi opiekę w Ośrodku Medycyny Paliatywnej i Hospicyjnej w podwrocławskim Będkowie. We wrześniu opiekujący się chorym amerykańscy lekarze orzekli, że może lecieć samolotem pod warunkiem zachowania szczególnych warunków transportu. Nowakowie byli szczęśliwi, że wracają.

Wykupili dla pana Jerzego specjalny bilet, kilkakrotnie droższy, by mógł lecieć bezpiecznie - kosztował 5,7 tys. dolarów, podczas gdy zwykły bilet pani Krystyny tylko 750. Wynajęli pielęgniarkę (2 tys. dolarów).

Krystyna Nowak: - LOT zapewnił nas, że nosze z mężem zostaną umieszczone na miejscu foteli wymontowanych specjalnie dla nas. W samolocie przeżyłam szok: fotele nie zostały wymontowane, tylko złożone. Nosze zostały zamontowane na nich tak, że wynajęta przez nas pielęgniarka nie miała możliwości opiekowania się mężem, bo podwieszono go zaledwie 10 cm pod sufitem! W pasy zapięto go tak, że o mało się nie udusił! To był koszmar! Co chwila dostawał ataku paniki.

Kiedy po dziewięciu godzinach lotu samolot z małżeństwem Nowaków wylądował w Warszawie, pan Jerzy był już w bardzo ciężkim stanie. Lekarz z odbierającej go prywatnej karetki pogotowia Sal-Med był wstrząśnięty stanem chorego. W raporcie napisał: "Nosze wraz z pacjentem umieszczone były na złożonych oparciach czterech foteli, co dawało brak możliwości dostępu do samego pacjenta, jak również niewielką przestrzeń tlenową - odległość od twarzy do sufitu wynosiła niecałe 10 cm, co dodatkowo zmniejszało wydolność oddechową. Pacjent pływał we własnych fekaliach (...) transportowany był w skandalicznie kiepskich warunkach, co z pewnością dodatkowo przyczyniło się w znaczącym stopniu do pogorszenia stanu zdrowia chorego".

Rzecznik LOT-u Wojciech Kędziołka nie zgadza się z opinią lekarza. Mówi, że przewoźnik dotrzymał wszelkich zobowiązań: - Nosze mogą być zamontowane tylko w jednym, konkretnym miejscu samolotu i tam zostały umieszczone. Zostały zamontowane na złożonych fotelach, bo tak mówią przepisy.

Kędziołka wyklucza winę swojej firmy za pogorszenie stanu pacjenta. - Amerykański lekarz, który wydawał zgodę na lot pacjenta, powinien był wiedzieć, w jaki sposób montowane są nosze i w jakich warunkach chory będzie transportowany.

Ale rzecznika LOT-u nie było na pokładzie samolotu. Całą sytuację doskonale pamięta towarzysząca małżeństwu Nowaków nowojorska pielęgniarka Irena Hartell: - To był absolutny skandal. Pacjenta podwieszono pod sufitem jak worek kartofli, tak że nie miałam do niego żadnego dostępu. Nie można mu było aplikować lekarstw, pokarmu ani przewijać. Spowodowało to ogromny stres i przerażenie chorego, a skutkowało znacznymi skokami ciśnienia.

Pana Jerzego przywieziono wreszcie do hospicjum w Będkowie. - Do nas dotarł w stanie niemal agonalnym - twierdzi dyrektor hospicjum dr Riad El Zein. - Jego stan bardzo szybko się załamał i po trzech dniach pacjent zmarł z powodu niewydolności krążeniowo-oddechowej.

- Czy sposób transportu mógł mieć na to wpływ?

El Zein: - To był człowiek bardzo chory, po kilku udarach, miał spore zmiany w mózgu. Ale nie można tego wykluczyć.

Po pogrzebie męża pani Krystyna - za namową rodziny - postanowiła poskarżyć się prezesowi LOT-u na to, jak potraktowano jej męża. Przez trzy miesiące nikt z firmy nawet do niej nie zadzwonił. Wczoraj Wojciech Kędziołka zapewniał nas, że we wtorek zarząd LOT-u wystosował do niej oficjalne pismo. O przyznaniu się do winy nie ma jednak mowy.

** Nazwisko pani Krystyny i jej męża zostało zmienione.

Źródło: Gazeta Wyborcza Wrocław
Pozdrawiam
LAPA

---=== www.talh.pl ===---

Wróć do „Wydarzenia w lotnictwie cywilnym”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 67 gości